środa, 2 lutego 2011

Prawdziwy nuncjusz, a nie ciepłe kluchy!

Homilia na 4 Niedzielę w Ciągu Roku (cykl A)
Abp Tomasz Edward Gullickson
Nuncjusz Apostolski dla Karaibów

Według czyjej oceny?


Uwielbiam dzisiejsze drugie czytanie z 1 Listu do Koryntian:
Przeto przypatrzcie się, bracia, powołaniu waszemu! Niewielu tam mędrców według oceny ludzkiej, niewielu możnych, niewielu szlachetnie urodzonych. Bóg wybrał właśnie to, co głupie w oczach świata, aby zawstydzić mędrców, wybrał to, co niemocne, aby mocnych poniżyć; i to, co nie jest szlachetnie urodzone według świata i wzgardzone, i to, co nie jest, wyróżnił Bóg, by to co jest, unicestwić, tak by się żadne stworzenie nie chełpiło wobec Boga. Przez Niego bowiem jesteście w Chrystusie Jezusie, który stał się dla nas mądrością od Boga i sprawiedliwością, i uświęceniem, i odkupieniem, aby, jak to jest napisane, w Panu się chlubił ten, kto się chlubi

Powyższe słowa św. Pawła dają (a przynajmniej dały mnie) perspektywiczną wizję drogi w głąb swojego osobistego powołania, przypominając nam, że zarówno kapłaństwo w celibacie, przeżywane w pełni, jak i prawdziwie święty związek małżeński, traktowane jako powołanie, do którego zostaliśmy wezwani do Pana Boga, są darem i łaską, które objawiają dzieło własnych rąk Najwyższego, dla Jego większej chwały, a naszej radości, zawsze radującej się w Nim, Który nie tylko rozpoczął dobre dzieła w nas, ale Który prowadzi do ich wypełnienia, przy naszej współpracy.

Jakkolwiek jest też inny aspekt tego tekstu, do któego chciałbym się pokrótce odnieść. Przedostatnie zdanie tego fragmentu uderzyło mnie właśnie dzisiaj:
aby żadne stworzenie nie chełpiło wobec Boga. Przez Niego bowiem jesteście w Chrystusie Jezusie, który stał się dla nas mądrością od Boga i sprawiedliwością, i uświęceniem, i odkupieniem
Jest to nic innego, jak wyrażenie truizmu, iż Chrystus jest wszystkim w każdym z nas. To jest twierdzenie, które ma ogromne konsekwencje dla sposobu, w jaki kierujemy naszym życiem oraz przy podejmowaniu decyzji na drodze do osiągnięcia wiecznej wygranej. Nawet jeśli wszystko inneobróci się w proch, biblioteki, pomniki czy cokolwiek, a ludzkie plemię czy nasze pokolenie upadnie, my, Boże maleństwa, wszyscy razem i pogardzani przez świat, możemy się chlubić tym, że jesteśmy dziełem rąk Bożych, jak zostało nam to objawione w Chrystusie. O tym dziele świadczy życie przeżywane tak, aby promieniować obecnością Zbawiciela, który zamieszkuje w naszych sercach.

jesteście w Chrystusie Jezusie

Obawiam się, że zbyt często egzaltujemy się tym, że przez Boże dzieło zostaliśmy wszczepieni w Syna Bożego, który stał się Człowiekiem. Z powodu naszej tępoty lub rozkojarzenia, być może, rzadko kiedy zdobywamy się na coś więcej niż rozemocjonowane czerpanie z tych uczonych i mistyków, którzy tryskają elokwencją, zawsze mają coś do powiedzenia albo na import do naszego życia takich słów jak "uświęcenie" lub "przebóstwienie". Być może, w istocie, problem nie leży w naszej tępocie czy rozkojarzeniu, a raczej w brawurowym prześlizgiwaniu się niektórych z nas pod poprzeczką ludzkiego zrozumienia zawieszoną na poziomie dostępnym dla przeciętnego uczestnika imprezy rozrywkowej, a przynajmniej na poziomie, który w żadnym razie nie zapewnia wycięcia tych wszystkich "-eń". A może lepiej by było, gdyby powiesić poprzeczkę nisko, dla artystów i profesjonalistów, a samemu żyć prosto i konsekwentnie jak człowiek ochrzczony, jak członek Chrystusa, w sposób mniej światowy i mniej rzucający się w oczy, niż choćby pobieżny widok naszej eleganckiej fotografii chrzcielnej, z białą szatą i naszą świecą odpalaną od paschału?

... Chrystusie Jezusie ... od Boga ... sprawiedliwością, i uświęceniem, i odkupieniem

Nasze umysły muszą myśleć tak jak Chrystus. Jezus potępia hipokryzję i poleca tym spośród swoich słuchaczy, którzy chcą go naśladować, aby najpierw wyciągali belkę z własnego oka, a dopiero potem szukali drzazgi w oku bliźniego swego. Pod tym względem muszę przyznać (a ryzykuję, że się przez to pogrążę) że mam kłopoty szczególnie ze spóźnianiem się na spotkania (zarówno do mediów jak i na bezpośrednie) jak również z wrogością purpuratów, wrogością, która nie jest skierowana ku ludziom, którzy są źli, ale wrogością wobec tych osób, które próbują najlepiej jak potrafią być wierne, zwłaszcza w sprawach dotyczących Kultu Bożego i edukacji dzieci i młodzieży.

Dlaczego, nawet trzy lata po wydaniu Summorum Pontificum (żeby wymienić choćby jeden przykład), mający dobre intencje wierni świeccy wciąż są traktowani przez biskupów z tak wielką pogardą; przez biskupów znajdujących się w komunii (serca, duszy, umysłu i mocy?) z Następcą Świętego Piotra, kiedy proszą o Mszę Tradycyjną po łacinie? Czy to coś innego niż ślepa hipokryzja (belka!)? Nie tolerujesz nawet najmniejszych ilości złego smaku, kiepskiej muzyki, czyichś kaprysów podczas gdy pogardzasz tą skromną przystanią w czasie sztormu nadużyć liturgicznych, które nie wydają się mieć chęci ustąpić? Czyż nie możemy być kapłanami prawdziwie według Jego Serca, a nie tylko twierdzić, że jesteśmy członkami Ciała Chrystusa, a jednocześnie działać sprzecznie z przykładem Świętego Boga, cichego i pokornego Serca? Tacy purpuraci są przeszkodami, są przeciwciałami dla drogi, którą chce podążać Kościół; ignorują to, co Duch mówi Kościołom i czynią to z braku dobrej woli i z pogardy, a z pewnością nie w imię Chrystusa. Powiem to jeszcze dosadniej: Mam problem z pogardą okazywaną wobec wyciągniętej dłoni; pogardą wobec tego, kto prosi o okazanie jakiegoś dobra.

Kiedy Ojciec Święty mówi o swojej woli, aby te dwie formy rytu rzymskiego (zwyczajna i nadzwyczajna) wzajemnie ubogacały się, gdy on i inni wyrażają chęć przywrócenia poczucia sacrum w naszych kościołach i w naszych liturgiach, jestem przekonany, że wskazuje nam prawdziwą naturę pęknięcia, które rzeczywiście miało miejsce i musi zostać naprawione lub wyleczone. Możecie pomyśleć, że ci, którzy znajdują się w jedności z Papieżem dążyć będą do tego, aby go zrozumieć i przyjąć jego punkt widzenia. Jest zbyt wiele przestrzeni do swawoli i stąd właśnie wynika potrzeba reformy współczesnego kultu katolickiego. Dowody na to mógłbym podawać na okrągło. Choćby jeden przykład - poczucie bezradności u wielu księży w konfrontacji z grupami muzycznymi z nieodpowiednim repertuarem, nie mówiąc już o tańcu i występach zespołów teatralnych, które powinny były zostać przepędzone już dawno temu. Jeżeli biskup nie chce sam utrzymywać dyscypliny przynajmniej powinien uszanować i wspierać tych, którzy pragną dobrych porządków.

Św. Karol Boromeusz radził swoim kapłanom, aby zwalczali rozrywkowość i wspierali pobożność tak samo, jak zachowujecie w waszych zamkniętych piecach na początku tylko migocące płomyki, aż pojawi się silny ogień. Myślę, że to właśnie musi być celem reformy liturgii posoborowej. Stara Łacińska Msza cicha - to było genialne wielowiekowe osiągnięcie. Samowystarczalna, odporna na "grzebanie" przy niej, taka sama przez wiele wieków. Wychył wahadła w drugą skrajność zmiótł pobożność ludową i wszystko to, co wyrażało religijność, a jednocześnie otworzył piec na oścież, co zmniejszyło zdolność liturgii do dawania ciepła i światła. Współczesny kult zbyt często staje się zakładnikiem kaprysu (nie wnikam teraz we względy estetyki) i kreatywności, czyli "róbta co chceta", nawet jeśli nie jest to przewidziane przez prawowitą władzę.

Wśród rzeczy, które przyczyniają się do kryzysu wiary wśród naszej młodzieży, wśród tych rzeczy, które przyczyniają się do ich nieprzestrzegania obowiązku niedzielnego i służenia do Mszy św. (patrz statystyki uczestnictwa we Mszy św przez młodych katolików!) jest brak w tym, czego doświadczają w swoich parafiach i szkołach katolickich, podejścia do Kultu Bożego naznaczonego zdrową bojaźnią i drżeniem, które raz po raz kładło uczniów na kolana przed Synem Człowieczym. Kilka dni temu w poczekalni lotniskowej usłyszałem rozmowę osób siedzących plecami do mnie. Dwie pary w podeszłym wieku były niepocieszone tym, że jakiś kapłan upominał ich, aby pójść do spowiedzi, gdyż nie poszli do kościoła w niedzielę po Bożym Narodzeniu. Jako podstawę do zlekceważenia kapłańskiego upomnienia uznali to, że ten przepis został ustanowiony przez człowieka. To jest moim zdaniem logiczny wniosek, jaki można wyciągnąć ze zdesakralizowanego, spontanicznego niedzielnego nabożeństwa, w którym biorą udział, a które zapewne nie różni się niczym istotnym od talk-show w kablówce czy namiotowego koncertu piosenki gospel.

Przez Niego bowiem jesteście w Chrystusie Jezusie, który stał się dla nas mądrością od Boga i sprawiedliwością, i uświęceniem, i odkupieniem

Poza tą wrogością, ostatnio w kółko mam do czynienia z rzeczywistością, w której obserwuję, jak bardzo kapłani, zakonnicy i świeccy są nieświadomi braku sakralności swojego "liturgizowania". Jeff Tucker w "Chant Café " wciąż mówi o postępach "reformy reformy". Chciałbym też zauważać to, co on widzi. Promowanie liturgii w nadzwyczajnej formie jest zachętą do reformy liturgii w językach narodowych. Głód wielu świeckich do zreformowanej liturgii w językach narodowych odznaczającej się szlachetną prostotą był i nadal jest zaspokajany przez spotkania z liturgią w formie nadzwyczajnej. Domyślam się, że droga do osiągnięcia więcej pozytywnych postaw okazywanych przez biskupów wobec nadzwyczajnej formy musi prowadzić przez zastanowienie się wielu księży we własnym sumieniu nad swoim podejściem do celebracji.

Dlaczego niektórzy następcy Apostołów wydają się nie zdawać sobie sprawy z niesprawiedliwego stosowania podwójnych standardów w odmownym reagowaniu na wnioski o Mszę w nadzwyczajnej formie? Jeśli z braku odwagi czy z innego powodu nie chcą, aby przywrócić splendor liturgii w języku narodowym, to niech przynajmniej rozeznają sprawę i wspierają tych wiernych, którzy szukają czegoś lepszego.

Jezu cichy i pokornego Serca, uczyń serca nasze według Serca Twego!

Amen

tłumaczenie: (c) Redakcja KNO