poniedziałek, 19 października 2009

infantylny proboszcz, infantylna kuria...

Gazeta Lubuska donosi, iż w jednym z gorzowskich kościołów powstała "sala zabaw dla dzieci":

Zjeżdżalnia, domki, stoliki, krzesełka, przybory do rysowania i zabawki - tak wygląda sala zabaw w kościele przy ul. Czereśniowej w Gorzowie.


W artykule czytamy dalej:

Paweł Jacewicz ma półtoraroczną córkę Julkę. Żywe srebro. - Ta sala to rewelacyjne rozwiązanie. Mogę iść z córką na mszę, oswajać ją z kościołem, a przy tym nie przeszkadzamy innym ludziom w skupieniu i modlitwie - tłumaczy młody tata.

Sala jest po prawej stronie kościoła. Widzieliśmy ją wczoraj: mała zjeżdżalnia, domki, tunele z materiału, do tego stoliki i sporo zabawek. Bez kłopotu czas może tu spędzać nawet 20 maluchów. Jedni mogą bawić się na zjeżdżalni, wiele dzieci wybiera jednak rysowanie - jest nawet mała wystawa ich prac! Pomieszczenie jest dźwiękoszczelne, ale... tylko w jedną stronę. W kościele nie słychać krzyków, śmiechów i odgłosów zabawy, za to wszyscy w sali dla maluchów słyszą księdza prowadzącego mszę. - Jestem tu zawsze z córką, uczestniczę w nabożeństwie, a ona może czuć się swobodnie - mówi o swojej pociesze gorzowianin.

Tłumaczy, że gdy Julka podrośnie i będzie na tyle duża, by rozumieć powagę mszy, będzie już siedzieć jak dorośli w ławkach. - Na razie jest za mała i nie byłbym w stanie jej wytłumaczyć, że przez godzinę musi być cicho. To ponad siły półtorarocznego dziecka - dodaje pan Paweł.

Sala dla maluchów to pomysł proboszcza Ryszarda Przewłockiego. Tłumaczył nam wczoraj, żeby nie traktować jej jak placu zabaw. - Bo nie chodzi o to, by dzieci przychodziły tu się bawić. Chodzi o to, by ci najmłodsi, którzy jeszcze nie rozumieją powagi chwili, mogli już uczestniczyć w nabożeństwie w przyjaznych okolicznościach - tłumaczy. Wie, że parafianie bardzo sobie chwalą takie rozwiązanie. Bo dzieciaki, choć urocze, biegały pomiędzy ławkami, czasem zaczepiały obcych i krzyczały, przeszkadzając w modlitwie. Dziś tego kłopotu nie ma.

W kościołach na Zachodzie takie sale są dość popularne. Próbowaliśmy podobne znaleźć w woj. lubuskim. Bez skutku. - Choć kojarzę, że jedna gdzieś jeszcze jest, w jakimś niewielkim kościele... Ale nie mogę sobie przypomnieć - próbował nam pomóc rzecznik diecezji zielonogórsko - gorzowskiej Andrzej Sapieha. Co sądzi o dźwiękoszczelnych pomieszczeniach dla maluchów? - Jeden powie, że to świetne rozwiązanie, bo zapewnia ciszę i skupienie, ktoś inny może stwierdzić, że nie tędy droga, bo tak naprawdę dziecko nie uczestniczy we mszy, tylko się bawi - stwierdził.

Ale ci gorzowianie, z którymi rozmawialiśmy, mówią zgodnie: to świetna sprawa. - Już zdarzało mi się podczas mszy widzieć i zniecierpliwionego księdza, i zdenerwowanych ludzi wypatrujących rodzica szkraba, który biegał przed ołtarzem z samochodzikiem - mówi Kazimierz Lewicki z centrum. O sali najlepiej pomyśleć już na etapie projektowania świątyni. Tak jak robi to proboszcz Andrzej Tomys z parafii na osiedlu Staszica. Lada moment rozpocznie budowę kościoła przy ul. Niemcewicza. - U nas też będzie taka sala. Przeszklona, wyciszona. To ukłon w stronę młodych rodziców, którzy chcieliby uczestniczyć we mszy z dziećmi - mówi z uśmiechem ksiądz Tomys.

Jasne, oswajajmy naszych najmłodszych z myślą, iż Kościół jest miejscem do zabawy. Niech czują się w nim "swobodnie". Ale z drugiej strony co się dziwić, skoro dla przeciętnego dzisiejszego katolika, Msza święta to tylko towarzyskie spotkanie, podczas którego "prowadzący" je kapłan "zaprasza do wspólnej modlitwy", a pod koniec można iść "po opłatek". Ciekawe, w którym kierunku szaleństwo się rozwinie? Proponujemy kawiarenkę parafialną w krypcie kościoła, do której będzie można wyskoczyć na ciacho i kawę, jeśli kazanie okaże się nudne. Oczywiście kawiarenka będzie z nagłośnieniem... A tak w ogóle, to dlaczego tylko dzieci mają uczestniczyć w nabożeństwie "w przyjaznych okolicznościach"? Pomyślmy o młodzieży, dla której godzina bez SMS-a albo wymiany wiadomości przez Gadu-Gadu to niejednokrotnie wyrzeczenie ponad siły. Wspomnijmy na uporczywych grzeszników, którzy mogą odczuwać absmak po usłyszeniu Ewangelii. Zastanówmy się nad tym, co sobie pomyśli rozwodnik z konkubiną, kiedy kaznodzieja nieopatrznie wspomni przestarzałe nauki o potępieniu wiecznym... Gdzie prawa człowieka i obywatela? Co to, tylko dzieci mają mieć "przyjazne nabożeństwa"?