środa, 13 sierpnia 2008

Bery i bojki Stanisława Soyki

Rzeczpospolita zamieszcza ciekawy wywiad z "katolikiem niepraktykującym" Stanisławem Soyką:

Czy płyta „Matko, która nas znasz” z 1982 r. miała związek ze stanem wojennym?

Pomysł powstał kilka lat wcześniej. To album z pieśniami ruchu żywego Kościoła – jedna z nich jest protestancka. Wiążąc się z Oazą, zostałem animatorem muzycznym: byłem kantorem! Jako czternastolatek degustowałem się tradycyjną religijnością, bywa, że nietolerancyjną. Oaza uratowała mnie dla Kościoła. To była ważna sprawa dla całego mojego pokolenia, wymyślona przez Karola Wojtyłę i księdza profesora Franciszka Blachnickiego, by wprowadzić młodzież w ducha Soboru Watykańskiego II. Dzięki niej nauczyłem się, co to znaczy być chrześcijaninem. Że najważniejsze nie jest to, co wiem i mówię, ale to, co robię. Jak bliźniemu żyje się ze mną: dobrze czy źle? To dla mnie podstawa do dziś. Bo chociaż jestem tzw. katolikiem niepraktykującym, modlę się.


"Katolik niepraktykujący" Stanisław Soyka w prostych, żołnierskich słowach przyznaje, że najważniejsze dla niego jest to, co robi. Ciekawe, czy chodzi tutaj również o niegdysiejsze porzucenie żony i dzieci? W posoborowym rycie Mszy świętej do rytu pokutnego Confiteor dodano również grzech zaniedbania, a zatem dla Stanisława Soyki powinno być najważniejsze również to, czego nie robi, a co powinien robić, jako katolik. A skoro nie praktykuje, nie korzysta ze skarbnicy Sakramentów świętych to znaczy, że jest martwy. Jak jego przyjaciele, świadomi protestanci. Prosimy o modlitwę o łaskę nawrócenia dla błądzącego Stanisława.